Weekend się skończył, a z nim mój mały maraton.
Zaczęło się zupełnie niewinnie, po czym zamieniło się w istny wyścig z czasem ... kto wygrał ? No wiadomo - stary, poczciwy, nieubłagany czas - a ja zostałam z trzema nockami w plecy :-)) hehe, jak się okazuje za stara już na to jestem :P
Na wczesny sobotni poranek koleżanka potrzebowała tort urodzinowy dla swojej córki ... ze skocznią narciarską - dla fanki ;-) Głównym utrudnieniem była moja praca, dlatego też nie chciałam się podjąć zadania i umówiłyśmy się na zwykły tort, bez skoczni. Jak to zwykle ze mną bywa postanowiłam wszystko przemyśleć, przeorganizować i jednak spróbować. Udało się !!! Nikt się nie spodziewał więc było ogólne zaskoczenie, a co najważniejsze ogromna radość solenizantki ... a u mnie zarwane 2 noce. Jednak dla takich słów jakie padły, dla tej radości zdecydowanie było WARTO!
Środek totalnie zakręcony ale, wg jedzących, orgazmowy ;-))
Biszkopt zwykły - dżem czarna porzeczka - masa toffi - biszkopt orzechowy - masa waniliowa - galaretka z czarnej porzeczki - masa waniliowa - biszkopt - dżem czarna porzeczka - masa toffi - biszkopt - dżem czarna porzeczka - masa waniliowa.
Nieźle coo ? ;-)
Tort wyjechał z domu w sobotni poranek o 8, po czym zakasałam rękawy bo do zrobienia został tort egipski, a o godz. 15.00 czekał mnie wyjazd na babski comber ;-)